wtorek, 26 lipca 2011

Dzień 5 - wyjazd do Goa...

Po czwartkowej imprezie, wstawało się dość ciężko, jednak dałem radę o 10 być już w pracy. Tego dnia na lunch wybraliśmy się do MIT Foodcourt, czyli stołówki kampusu MIT. Budynek ma dość ciekawy kształt. Dookoła znajdują się akademiki i boiska do gry w kosza itp.



Na obiad wziąłem standardowy zestaw obiadowy, gdzie samemu nabiera się jedzenie. Niestety do wyboru nie ma wiele rodzajów. Głównie jest to jakiś groch w sosie, jakiś dziwny ser i sos do ryżu. Można też wziąć trochę surówki oraz paranthe, czyli taki naleśnik. Dodatkowo, zawsze jest kawałek mięsa lub jajko. Na deser był jakiś mega słodki owoc. Kształtem przypominał śliwkę, ale w smaku - sam cukier!



Popołudniu poszedłem załatwić kartę SIM lokalnego Vodafone. Okazuje się, że w Indiach nawet kartę pre-paid trzeba zarejestrować, przedstawiając ksero paszportu, zdjęcie i wypełniając stos formularzy. W Europie kupno Startera zajmuje kilkanaście sekund w dowolnym kiosku...no cóż - Indie :)

Na piątek zaplanowany był też wyjazd na weekend do Goa. Około 21 zebraliśmy się w centrum i pojechaliśmy busem do Udupi. Tam poszliśmy do dość ekskluzywnej restauracji na kolację.




Zamówiłem skrzydełka z kurczaka panierowane z czosnkiem. Jedne z lepszych jakie jadłem - naprawdę :)



O 22.40 autobus przyjechał na dworzec. Z zewnątrz autobus wyglądał nowocześnie, jednak to było tylko złudzenie. W środku już nie było tak ciekawie. Co prawda siedzenia były ponoć dość wygodne, ja chciałem spróbować jak się podróżuje w łóżku. Otóż nad siedzeniami były łóżka - po lewej podwójne, po prawej - pojedyncze.



Dość wygodnie się jechało ale tylko przez pierwsze 1h, dopóki nie zepsuł się autobus. Na początku myśleliśmy, że to chwilowy postój, jednak jak się okazało pękła jakaś rura w silniku i zostaliśmy unieruchomieni ok. 20km od Udupi.



Po 2h czekania, przez przypadek udało nam się dogadać z jakimś lokalnym mieszkańcem i wsiąść do zamówionego przez niego minibusa do Goa. Podróż tym busikiem była bardzo męcząca, bowiem miejsca było co kot napłakał, a do tego każdy jeszcze miał plecak...



9h trwała podróż minibusem. Bylibyśmy wcześniej, jednak busik rozwoził jeszcze resztę ludzi po wioskach Goi. Na miejscu w miasteczku Baga byliśmy ok. 12. Dalsza część dnia w kolejnym poście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz